Cień wiatru
Do Barcelony przywiozłam, między innymi, dwie książki.
Jedną
dostałam od wspaniałej ekipy AR’ów z Qiagen na zakończenie współpracy, a drugą
od jednej z tych osób, z którymi ciężko było mi się pożegnać. Tą drugą książką,
którą zaczęłam czytać jeszcze przed wyjazdem, jest Cień Wiatru. Słyszałam już o
niej wcześniej ale nigdy nie miałam okazji przekonać się o jej sile i magii.
Historia i bohaterowie osadzeni się właśnie w Barcelonie, z tego też powodu
właśnie ta książka została wybrana. Przyznaję, że się cieszę, bo to niesamowite
uczucie kojarzyć miejsca, które są tam opisane, spacerując po mieście i
wyobrażać sobie je właśnie tak jak, jak mówi o nich autor.
Wczoraj, w Barri Gòtic, siedząc w pobliżu Catedral przy Carrer del Bisbe
dotarłam do ostatniej strony.
To jest ten rodzaj czytania kiedy chcesz skończyć jak
najszybciej, dowiedzieć się co się wydarzy, bo pali cię chęć poznania historii.
Z drugiej strony, w momencie zakończenia, nie wiesz co ze sobą zrobić, bo
oczekujesz więcej i nie możesz uwierzyć,
że książka już została przeczytana. Najlepiej byłoby zapomnieć wszystkie
wypisane słowa i wracać do nich wciąż i wciąż, za każdym razem czując
mrowienie, które równa się pierwszemu
czytaniu.
Teraz pozostaje mi tylko spacer po Barcelonie szlakiem
głównego bohatera. Czekam więc na wolny dzień żeby móc odszukać cień wiatru.
Barcelona jest miastem wymagającym. Nie zawsze wyrozumiałym
ale zawsze pełnym tajemnic, nieodkrytych uliczek, placów z fontannami i wciąż
widocznymi śladami po kulach z czasów guerra civil. Jestem tu prawie trzy tygodnie, więc prawie nic. Jednak już czuję tą dziwną magię, które miasto rozsiewa. Omijając miejsca ściśle turystyczne, zatrzymując się czasem i wsłuchując się w rytm Barcelony, obserwując jak światło tańczy na jesiennych liściach (bo nie tylko palmy tu rosną!) można się zauroczyć stolicą Katalonii... Z czasem okaże się, jaki to typ miłości 😉
Komentarze
Prześlij komentarz