Montserrat
Pogoda powoli robi się wiosenna, słoneczko świeci, czasem co prawda poprószy śnieg wprowadzając niemały zamęt w życie Hiszpanii, ale ogólny obraz nie jest zły.
Dni mijają mi na pracy, praktykach w szkole i czasem jakiejś małej wycieczce po najbliższej okolicy. Zaczął się 'sezon odwiedzin', więc to jeszcze bardziej sprzyjający czas na odkrywania Katalonii.
Wczoraj, wraz z moim Kochanym Gościem, wybrałyśmy się do Montserrat. 40 km od Barcelony, na wysokości 1236 m.n.p.m wznosi się ''przepiłowana góra". Mieści się tam klasztor, muzeum, bazylika a wszystko to otoczone naturą, lasami i czystym powietrzem, które aż pali płuca przy oddychaniu.
Dojazd z Barcelony zajął nam ok. 2 godzin - pierwsza część podróży odbyła się pociągiem, a druga kolejką el cremallera. Po drodze można podziwiać otwarte przestrzenie, pola, łąki, domki i miasteczka porozrzucane po Katalonii i nawet, można poczuć się trochę jak w domu.
Najważniejsze tam są oczywiście góry. Wydają się rozlane z masy, która zastygła tworząc fałdy i wzniesienia, dając schronienie benedyktynom. Montserrat to też punkt, do którego udają się pielgrzymi z całego kraju, aby stanąć przed La Moreneta, (Czarnulką) czyli Matką Boską z Dzieciątkiem.
Ja jednak, wraz z moją Towarzyszką, skupiłyśmy się podziwianiu architektury; tej stworzonej przez człowieka i przez naturę.
Poza Montserrat, w ostatnich dniach znów przyglądałam się Sagradzie Familii, spacerowałam po Parku Guell, wąskich uliczkach w Dzielnicy Gotyckiej i jadłam churros z czekoladą.
Co jakiś czas wspaniale jest zrobić sobie takie małe wakacje. Towarzystwo również mnie nie zawiodło, więc o nic więcej nie mogę prosić!
Dni mijają mi na pracy, praktykach w szkole i czasem jakiejś małej wycieczce po najbliższej okolicy. Zaczął się 'sezon odwiedzin', więc to jeszcze bardziej sprzyjający czas na odkrywania Katalonii.
Wczoraj, wraz z moim Kochanym Gościem, wybrałyśmy się do Montserrat. 40 km od Barcelony, na wysokości 1236 m.n.p.m wznosi się ''przepiłowana góra". Mieści się tam klasztor, muzeum, bazylika a wszystko to otoczone naturą, lasami i czystym powietrzem, które aż pali płuca przy oddychaniu.
Dojazd z Barcelony zajął nam ok. 2 godzin - pierwsza część podróży odbyła się pociągiem, a druga kolejką el cremallera. Po drodze można podziwiać otwarte przestrzenie, pola, łąki, domki i miasteczka porozrzucane po Katalonii i nawet, można poczuć się trochę jak w domu.
Najważniejsze tam są oczywiście góry. Wydają się rozlane z masy, która zastygła tworząc fałdy i wzniesienia, dając schronienie benedyktynom. Montserrat to też punkt, do którego udają się pielgrzymi z całego kraju, aby stanąć przed La Moreneta, (Czarnulką) czyli Matką Boską z Dzieciątkiem.
Ja jednak, wraz z moją Towarzyszką, skupiłyśmy się podziwianiu architektury; tej stworzonej przez człowieka i przez naturę.
Poza Montserrat, w ostatnich dniach znów przyglądałam się Sagradzie Familii, spacerowałam po Parku Guell, wąskich uliczkach w Dzielnicy Gotyckiej i jadłam churros z czekoladą.
Co jakiś czas wspaniale jest zrobić sobie takie małe wakacje. Towarzystwo również mnie nie zawiodło, więc o nic więcej nie mogę prosić!
Komentarze
Prześlij komentarz